wtorek, 30 października 2012

V. "Silny jest, ale jaki głuuuupi”.

     Następny dzień przyniósł chłodny, rześki poranek. Zbudził ich Tokuma, który wstał najwcześniej i przygotował śniadanie. Isarabi zanim wyszła z namiotu z trzy razy mówiła Yui, że pora wstawać. Z uśmiechem na twarzy stwierdził, że jest gorszym śpiochem od niej samej. Gdy ogarnęła wzrokiem polanę zobaczyła Kakashiego, który jak zwykle wykonywał swój rytuał i Hyuge jak składa namiot. Usiadła niedaleko miejsca, gdzie wczoraj znajdowało się ognisko i zaczęła jeść kanapkę. Gdy w końcu Yui wykaraskała się z namiotu, zjadała swój kochany ramen mogli powoli ruszać.
     Kraj Dźwięku powitał ich mroźnym wiatrem, który spowodował, że poczuli chłód na twarzach. Ich serca biły znacznie szybciej, musieli przyznać, że ta wioska robiła wrażenie. Było wielkie i puste. W żaden sposób nie przypominało ich rodzinnej wioski a to wystarczyło by nie zostawać tu na noc. Do tego dochodziły domy umieszczane na wysokich palach, które sprawiały wrażenie olbrzymich kul. Wszystko to spowite było szarością i brązem. Na ulicach nie było żywej duszy, co jakiś czas skrawki papierów czy odpadów unosiły się w powietrzu niesione przez wiatr. Odgłos podmuchów świstał im w uszach, co powodowało, że byli bardziej nie spokojni. Gdzie są ludzie? Gdzie gwar i hałas, którego tak pełno było w Konoha?
- Czy tu w ogóle ktoś mieszka? – Mrugnęła cicho Yui, która szła koło czarnowłosej – Miasto wygląda na opuszczone.
     Nikt nie odpowiedział. Chcieli szybko opuścić to miejsce. Jednak nie było im to dane.
- Uważajcie! – Rozległ się głośny krzyk Kakashiego, po którym cała grupa dostrzegła błysk kunai, które wbiły się niedaleko ich. Odskoczyli natychmiast unikając ataku. – Tokuma, widzisz ich?
     Hyuga po słowach Hatake aktywował byakugan. Jednak odpowiedz na pytanie sama przyszła, gdyż właśnie trzy postacie w kapturach stały na środku ulicy, naprzeciwko drużyny z Konohy.
- Twój atak był beznadziejny! Nawet ich nie uszkodziłeś! - Wrzasnęła osoba o kobiecym głosie i zdjęła kaptur, tym samym ujawniając się. Była to blada dziewczyna, wysoka i długich blond włosach.
     Dwie pozostałe postacie również odsłoniły swoje twarze. Mężczyzna stojący po prawej stronie był bardzo wysoki i silnie umięśniony. Jego twarz była pokryta krostami, które dość gęsto pokrywały mu skórę. Jego drugi towarzysz był niższy od niego i drobnej postury.
- Zamknij się kretynko! – Odgryzł się mięśniak – Baby nic nie potrafią poza żarciem i plotkowaniem!
Dziewczyna chwyciła za wakizashi* i przyłożyła mężczyźnie do krtani.
- Zamknijcie się oboje! – Odezwał się mężczyzna, który jako jedyny miała ochraniacz na kole ze znakiem wioski dźwięku – Kopę lat Kakashi, czekałem na moment w którym będzie nam dane zmierzyć się z sobą. Tamten dzień, w którym okryłem się hańba przez ciebie… Obiecałem sobie, że się zemszczę. I o to nadarzyła się okazja!
     Jego potworny śmiech niespodziewanie rozległ się po mieście i jak echo oddalał się od nich.
- To sprawa między nami – Powiedział niespodziewanie Jonin z Konohy – Pozwól im odejść.
Isarabi stała krok za Kakashim i z nie ukrywanym zdziwieniem przyglądała się sytuacji. „Skąd Kakashi go zna?”  pomyślała dziewczyna, kiedy nieznajomy wyzwał na go na pojedynek.
- Nic z tego. Oni zostaną i będą przyglądać się twojej klęsce! – Nagle przeniósł wzrok na czarnowłosą i wskazując na nią palcem powiedział – Ty Uchiha pójdziesz z nami.
„I co jeszcze? Może masaż ci zrobić?” poczuła jak wzbiera w niej wściekłość. Misja zaczęła się niepotrzebnie przeciągać, co nie było im na rękę. Coraz więcej pytań zostawało bez odpowiedzi, jakby tego było mało ten cholerny Hyuga przyglądał się jej tak, jakby nigdy wcześniej dziewczyny nie widział.
- Wypchaj się palancie! – Syknęła Isarabi robiąc krok w kierunku nieznajomych – Ten kto was wysłał, musi być większym debilem od was. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej bandy niedorajdów w jednym miejscu i o tej samej porze. Jak widać los lubi sobie żartować.
     Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, bo osiłek ruszył do ataku. Odskoczyła na bok, kiedy chciał ją uderzyć w twarz, chwilę potem słychać było głośne bum. „Silny jest, ale jaki głuuuupi”. Jego pięść świsnęła jej koło ucha, kiedy znowu próbował ją dosłownie wbić w ziemię. Kolejny odskok na bezpieczną odległość skąd zobaczyła jak Kakashi walczy z drugim mężczyzną, a Hyuga z pyskata panienką. Nie mogła jednak długo im się przyglądać, gdyż facet z pryszczami na twarzy znowu wymierzył kolejny cios. Pył unosił się w powietrzu co zmniejszyło widoczność, ale nie dla niej. „Sharingan!” Stał w pyle szukając ninja z Konohy.
-  Katon: Gōkakyū no Jutsu! – Isarabi nabrała powietrza w płuca i wypuściła je z ust jako wielką kulę ognia, która uderzyła w jej przeciwnika. Chwilę potem usłyszała pyknięcie. „Klon!” Tego się nie spodziewała. Mięśniak uderzył w ziemię, co spowodowało zawalenie się gruntu pod nogami kunoichi z Konohy. Jednak i to przewidziała Uchiha, dzięki czemu odskoczyła na czas.
- Zwinna jesteś, ale to za mało by mnie pokonać – Zaśmiał się nieznajomy – Na twoim miejscu bym się poddał póki jeszcze możesz.
- Nigdy! - Po tych słowach Isarabi wytworzyła trzy klony, które otoczyły mięśniaka. Zaczynał ją mocno irytować, do tego gadał jak głupek. Wyciągnęła z kieszeni trzy kuleczki, które wypuściły dym, kiedy rzuciła je w stronę przeciwnika. Dobrze wiedziała, że zmniejszy to jego widoczność. Klony ruszyły. Cios w brzuch… unik, żebra i plecy. Pierwszy klon znowu uderza w plecy, co powoduje zachwianie się przeciwnika, poprawia drugi klon i przewraca przeciwnika. Wszystko dzieje się tak szybko, że mięśniak nie wie z której strony następuje atak.  W końcu jego ciało zostaje wybite w powietrze, Isarabi wyjmuje z włosów kogai* i rzuca je w stronę przeciwnika. Wbijają się w ciało mięśniaka, po czym trzeci klon wzbija się w powietrze i ciosem w serce powala go na ziemię. Sekundę później następuje wybuch. Klony Uchihy znikają. Jej wybuchowe kogai znowu podziałało. Stała lekko pochylona, opierając swoje dłonie na kolanach i próbując wyrównać swój oddech po walce. Nagle usłyszała krzyk Yui. Spojrzała w tamta stronę i zobaczyła lecące ciało jej przyjaciółki, któro z hukiem uderzyło o jakiś dom. Zanim zdążyła dobiec do dziewczyny poczuła silne uderzenie w żebra. Chwilę później Uchiha uderzyła plecami o ścianę. „Cholera!”. Z ust poleciała jej strużka krwi.
- Jak już mówiłem poddaj się – Usłyszała głos mięśniaka, który zbliżał się do niej z każdym krokiem – Twoje klony i wybuchowe kogai to za mało żeby pokonać wielkiego oraz wspaniałego  Masanobu Takashime!
- Nie była bym  tego taka pewna! – Zaśmiała się Uchiha i po raz kolejny pyknęło. W miejscu w którym przed chwilą siedziała dziewczyna znajdował się kamień.
     Tym razem zdziwienie malowało się na twarzy mężczyzny. Ta gówniara zaczynała go wkurzać. Ta misja miała być łatwa i przeprowadzona w miarę szybko. A teraz? Dał zrobić z siebie kretyna, który nie dostrzegł momentu, kiedy dziewczyna wykonała Kawarimi no Jutsu. Kiedy się obrócił, zobaczył Uchihę, która stała na przeciwko niego. Po chwili dotarło do niego, że nie może się ruszać.
- Już wiesz – Zaczęła Isarabi z tryumfalnym uśmiechem na twarzy – Wpadłeś w moje genjutsu. Spytam tylko raz. Dlaczego nas śledzicie? Czego chcecie? Kto was wysłał?
     On jednak milczał. Dziewczyna zrozumiała, że nic jej nie powie… za to pokarze.
     Mężczyzna otworzył usta, żeby krzyknąć, ale głos utonął w ogarniającej go senności i pustce, która towarzyszyła spadaniu w otchłań genjutsu. Domy, ulica i szum wiatru zostały daleko, a Masanobu zanurzył się w spojrzeniu Isarabi.
     Tak bardzo chciał rozerwać ją na strzępy, odciągnąć od własnych wspomnień i zabronić jej wstępu do tej najbardziej prywatnej części umysłu. Nie mógł się ruszyć, ani krzyczeć, pozostało mu z dziką wściekłością patrzeć, jak Isarabi spokojnie obserwuje jego wspomnienia. Sam także w nie wpadł. Zanim stracił przytomność, widział lecącego w górę czarnego orła.

1 komentarz:

  1. Pięknie opisałaś tę walkę.
    Coraz bardziej lubię tą Isarabi :D
    To co mi się najbardziej podobało, to zwroty akcji. Jak w Naruto. Kiedy ninja myślał, iż już wygrał, przeciwnik wyciąga Asa z rękawa :)

    OdpowiedzUsuń