wtorek, 30 października 2012

VIII. "To co się działo było szaleństwem."

     Zatrzymał się przed łóżkiem na którym leżała. Była bardzo blada i słaba. Bezbronna jak nigdy wcześniej. Ona obróciła głowę w jego stronę. Dlaczego jeszcze milczała? Te oczy… płakała? W jednej chwili uświadomił sobie, że nigdy nie widział jak ona płacze. Żadnej łzy. Nigdy się nie skarżyła, nie narzekała, że ją boli. Umierała w milczeniu, dając się porwać jego czarnym oczom.
     „Nie przepraszaj” powiedziała mu kiedyś, a on tak bardzo chciał przeprosić. Za to, że nie powstrzymał kolejnych ciosów, kolejnych siniaków i złamań. Był głupcem, że ją posłuchał, czuł się tak samo winny, jak Kagami Uchiha. Czuł, że powinien przeprosić Isarabi za, to że skazał ją na patrzenie jak się zatraca. Czy ją też to tak boli? Kiedyś ktoś powiedział, że są jednością, więc może…?
     Patrzył na nią spokojnie, z żalem, a ona i tak wiedziała, że wolał by krzyczeć. Że chciałby ciąć wszystko dokoła, że nienawidzi siebie, za to, że ona zabroniła mu interweniować w sprawie zachowania jej ojca. Odciągała go od tej sprawy unikając z nim spotkania, co jeszcze bardziej kazało mi w końcu podjąć decyzje.
- Itachi – Szepnęła, dostrzegając za oknem ciemność „Gdzie podział się księżyc?” Niebo umilkło, nawet gwiazdy zniknęły. Bały się? Lękały się tego co miało przyjść? Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zamknęła mu je dłonią, muśnięciem palca. Zaniemówił, wpatrując się w jej czarne tęczówki. – Itaś – Powtórzyła słabym głosem i zamknęła oczy, jakby chcąc usprawiedliwić swoje zmęczenie i bezsilność, gdy w ciemności znalazła jego dłoń. Wpadli w siec i zlepek wspomnień, które zaczęły się, gdy mieli zaledwie po cztery lata. Nieświadomi tego, że uczucie któro ich połączy będzie ich krzyżem. Porcelanowa maska na twarzy dziewczyny, którą założyła tamtego dnia pękła. Rozsypała się na miliony kawałków ustępując wolności, której oboje smakowali powoli, najpierw delikatnie, potem coraz zachłanniej.    Delikatne palce wplotły się w jego włosy, gdy zbliżył się do niej a ona instynktownie usiadła, ignorując ból w klatce piersiowej. – Ja… - Zaczęła drżącym głosem, pełnym niepewności i jakiegoś wewnętrznego strachu, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Tyle chciała mu powiedzieć, jak o wiele chciała spytać. Tak bardzo go kochała. Kochała niemal rozpaczliwie, znajdując go w ciemności i przyciskając do siebie, napawając się dotykaniem jego włosów i oddechem, który muskał ją w szyję. Pokręcił głową i zamknął jej ust, delikatnie popychając na łóżko.
- Ciii…
     Poczuła ból w klatce piersiowej, który zmusił ją to cichego jęku. Zacisnęła place na pościeli, co nie umknęło jego uwadze. Przez chwilę widziała go przez mgłę, jego oczy, włosy, twarz i uśmiech? Nie była pewna, bo chwilę później pochłonęła ją ciemność. 
                                                             ***
     Obudziły go promienie słoneczne, które wdzierały się przez okno, brutalnie uderzając go w oczy, zmuszając go do odzyskania świadomości. Nie chciał otwierać oczu, dobrze wiedział, że rzeczywistość może być bardzo „trudna”. Chciał jeszcze raz zatopić się w zapachu Isarabi, jej delikatnym dotyku i oddechu muskającym mu skórę. Nagle świadomość błyskawicznie wróciła wraz z ciepłym dotykiem drobnej dłoni. Otworzył oczy i zobaczył drobne ciałko wtulające się w niego. Nadal jednak nie był pewny. Przejechał palcami po jej smukłym ramieniu, powodując u dziewczyny gęsią skórkę. Nie mógł jednak uwierzyć, że tak doskonała istota istnieje. Istnieje i jest zadziwiająco blisko niego. Zobaczył lekko rozchylone usta dziewczyny. Odsłonił jej twarz, które przekrywały długie, czarne włosy kunoichi. Jak bardzo chciał ją jeszcze raz pocałować! Zatopić się w jej drobnych ustach i zapomnieć o wszystkim. Tyle czasu czekali na siebie. Marzył o chwili w której nie będą musieli walczyć. Bez nienawiści i tego cholernego spojrzenia, w którym widział jej rozpacz i bezsilność. To co się działo było szaleństwem, ale kto miał im to uwiadomić? Byli sami, pozostawieni swoim pragnieniom i uczuciom…
     Kiedy Isarabi podniosła zmęczone powieki zobaczyła czarne tęczówki, które… były lekko zawiedzione?
- Itachi… - Niepewnie dotknęła jego policzka, na co on uśmiechną się do niej. Jeszcze bardziej pochylił się nad nią i pocałował ja przymykając oczy. Czarnowłosa poczuła lekko przytłaczający ciężar Uchihy – Nie zapominaj, że jestem ranna – Na widok chłopaka nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
     Itachi nie chciał, żeby to się kończyło. Chciał mieć ją blisko siebie, dotykać, całować, chronić. Wiedział jednak, że Isarabi za chwile wróci do swoich towarzyszy. Westchnął i po raz ostatni wplótł swoją dłoń w jej czarne, długie włosy. Nie protestowała, pozwolił mu na to by ich ciała przyległy mocno do siebie, przymknęła oczy by po chwili poczuć dotyk ust Itachiego. Całował ją delikatnie muskając wargi językiem, by po chwili pogłębić pocałunek i pozwolić ostatni raz zawirować światu. Kochała go. Kochała do szaleństwa. Nie ważne co przyniesie im kolejny dzień, liczyło się tylko tu i teraz. On i Ona. Razem.
     Przerwała gwałtownie pocałunek, bała się, że jeśli teraz nie powie dość, to za chwilę przekroczą barierę, za która nie ma już odwrotu.
- Itachi… - Zaczęła niepewnie czarnowłosa, kiedy Uchiha usiadł na łóżku – Ta katana… – Wskazała na przedmiot leżący na stole – Czy to…
- Kaiten shapu – Dokończył za nią, dając do zrozumienia Isarabi, że jej przeczucia są trafne – Katana należąca do przywódcy klanu Uchiha. Tylko osoba z tego klanu może się nią posługiwać w innym przypadku shinobi straci dłoń. Na rękojeść znajdują się sztylety, które się wysuną natychmiast ją rozrywając. – Chłopak spojrzał na Isarabi, która podpierała się na łokciach i spoglądała na katanę – Wiesz kto był twórcą Kaiten shapu – Jej wzrok przeniósł się na chłopaka oczekując odpowiedzi. On położył się bokiem do dziewczyny, tak że mógł poprawić jej kilka niesfornych kosmyków – Ayako Uchiha
- To nie jej posąg stoi w szpitalu?
- Zgadza się – Potwierdził Itachi – Ayako jest założycielką szpitala w Konoha. Jednak to jest mało istotne. Jej rola w historii tej wioski i innych była znacznie większa niż się wszystkim wydaje…

                                                                 ***
     Itachi stał na jednym z budynków, z którego mógł widzieć dopiero budzący się do życia Kraj Dźwięku. „Do życia?! Dobre sobie” prychną w myślach, dobrze wiedział, że w tej wiosce nie było za wiele życia. To nie była Konoha. Słońce wstało już dawno, on ciągle pamiętał ciepłe promienie słońca, padające na ludzkie twarze, budynki, wyrzeźbione w skale postacie. Wschody słońca kojarzyły mu się tylko z jedną osobą, Isarabi. Z jej oczami, uśmiechem, często zaciętą minką, która pojawiała się, gdy nad czymś intensywnie myślała. Mogła godzinami patrzeć w niebo, zatapiać się w chmurach i obłokach. Itachi nie był smakoszem spoglądania w niebo, bo według niego to strata czasu. Obserwowanie przeciwnika to co innego. Jak lis wyczekujący swojej ofiary. 
     Sam przed sobą musiał się przyznać, że wschody słońca były czarnymi tęczówkami dziewczyny. Były jej śmiechem, dotykiem, niewinnym głosikiem…

-------------------------------
Hej. Z tej strony dawna Isarabi, dzisiaj Loreen ^.^ Powróciłam do pisania opowiadania o Isarabi i Itachim. Wrzuciłam rozdziały, które znajdowały się na moim blogu onetowskim. Kolejny za tydzień, nie szybciej.
Rozdzia ten dedykuje kochanej Aoi, licząc na jej powrót do bloggowania :-)
Co będzie dalej to nie wiem, obecnie staram się szukać czytelników, ale idziem mi to tragicznie.
Pozdrawiam :D